Zrobiło się już ciepło, więc zaczynamy przygotowania do podróży. Dzielimy to na dwa etapy. Najpierw pakujemy z Markiem busa pod sufit narzędziami, sprzętami kuchennymi, żywnością i co tam jeszcze i jedziemy do Gdańska na prom do Nynashamn. Lądujemy w niedzielę w południe i jedziemy do Trosy. Łódź stoi na brzegu w klubowej marinie. Poprzedni właściciel Janne był tak uprzejmy, że jesienią postawił ją na stojakach w swoim klubie. Muszę tylko zapłacić za slipowanie w jedną i drugą stronę 2000 SEK. Wychodzi to nawet taniej niż zimowanie w Polsce, nie wspominając o slipowaniu.
Pierwszą noc śpimy w jachcie stojącym na stojakach bo w poniedziałek rano jesteśmy umówieni ze Szwedem na slipowanie. Nie wiedziałem jak to się będzie odbywać - łodzie stały dość ciasno i nie wierzyłem żeby dźwig mógł się tam obrócić. Okazuje się że Szwedzi mają swoje sposoby, a mianowicie samobieżny wielofunkcyjny wózek do slipowania. Czynność przy użyciu takiego sprzętu okazała się dziecinnie prosta. Z ciekawości pytam Jannego ile kosztuje taki wózek. I tu okazuje się że nie jest to zabawka na miarę możliwości naszych marin. Nowy wózek kosztuje ok 5 000 000 SEK.
Tak czy inaczej jesteśmy już na wodzie i przecumowujemy się z przystani klubowej do miejskiej. Tu już niestety musimy płacić, ale Janne załatwił nam nadzwyczajną zniżkę - płacimy 300 SEK za tydzień, więc tak bardzo nie boli. Plan jest następujący: do czwartku robimy wszystkie niezbędne prace techniczne i ształujemy jacht na podróż, a od czwartku do poniedziałku płyniemy w rejs po okolicznych szkierach. W czwartek przylatuje też moja córka, więc będziemy podróżować w trójkę.